Pewnego listopdowego wieczoru pod koniec lat osiemdziesiątych rozmawiałem z Andrzejem przez telefon. Jak często wtedy bywało temat zszedł na żeglarstwo. Rozmawialiśmy o tym gdzie by tu popływać, aby było atrakcyjnie i na odpowiednim poziomie technicznym i wtedy padło z jego ust to magiczne słowo: charter! Wtedy oznaczało ono dla mnie niedostępny świat istniejący tylko dla bogatej Europy (my wtedy Europą nie byliśmy). Po prostu nie czulismy się godni takiego wyróżnienia. Ale okazało się, że można wytrzymać finansowo. Temat co jakiś czas powracał, w międzyczasie doczekaliśmy się nawet internetu. Już wtedy zgadzaliśmy się co do tego, że nasze skądinąd piękne morze jest kompletnie nieatrakcyjne żeglarsko. Albowiem nie należymy bowiem do gatunku żeglarzy, którzy nie wychodzą z portu przy wietrze poniżej 5oB, a i to najlepiej gdy trzeba rąbać lód z cum, a pomieszczenie WC ma zdemontowaną muszlę i służy za magazyn chleba. Takie jachty znaliśmy z lat osiemdziesiątych. A i tak wiele z nich pływa do dzisiaj.
Pokończyliśmy szkoły, urodziły się dzieci a temat nie umarł. W 2000 roku podczas kolejnej rozmowy telefonicznej usłyszałem w głosie Andrzeja wyraźną determinację i zrozumiałem, że TO się wydarzy. I że TAM będziemy.
Tak powstało Towarzystwo Żeglarskie TRAMONTANA, chociaż wtedy nie wiedzieliśmy, że kiedykolwiek dostanie imię, a nawet własną stronę. Ale już wtedy bardzo dbaliśmy o dobre towarzystwo żeglarskie.
Wszystko zaczęło się od tamtej listopadowej rozmowy telefonicznej mimo, że do pierwszego wyjazdu upłyneło ponad dziesięć lat...
Jest jeszcze jeden ważny aspekt, który pcha nas na obczyznę. Jest nim rozwój techniki i technologii, który konsekwentnie omija gdyński basen jachtowy im. Gen. Zaruskiego.
Po bez mała trzydziestu latach od pierwszych naszych wizyt w tym pięknym porcie jachtowym widzimy w nim ciągle te same, znane z nazwy i koloru, łódki. Część z nich tylko marnieje na nabrzeżu, inne ciągle pływają, a nowych przybywa niezwykle powoli. No bo jak ktoś już uzbierał na Bavarię czy Jeaneau to woli ją trzymać w Zadarze lub Splicie - tam sezon trwa (dla Polaków) nawet 12 miesięcy!
Aby dać wyraz takim emocjom przedstawiam fotografie, które dzieli bliżej nieokreślona czasoprzestrzeń.
Gdynia dzisiaj:

oraz Chorwacja dzisiaj:

Mieliśmy z Andrzejem to szczęście pływać na obu pokazanych wyżej łódkach. Na pierwszej 26 lat temu, gdy była już stara (rok produkcji 1968) ale ciągle dobra jak na tamte czasy. Tą drugą pływaliśmy w 2006 i miała zaledwie rok. Wybór jest względnie oczywisty.
Dlatego nie pływamy po Bałtyku.
To nie jest obiektywna opinia i taką miała być z założenia. Niestety nie znam polskiego środowiska żeglarskiego, bo nie pływam na polskich jachtach od 25 lat. Ale bywam na spacerach w basenie jachtowym i wyciągam subiektywne wnioski.
Na przykład taki:
Największy polski port jachtowy z międzynarodowymi ambicjami w kwietniu - lody już dawno puściły:). Na wodzie około 15 jachtów, kilka bez takielunku.

Lub taki:
Polska, domorosła myśl techniczna, która usprawiedliwia wszelkie przepisy powodujące trudności w zarejestrowaniu jakichkolwiek urządzeń w tym kraju i dopuszczenia ich do używania.
Conrad, Zaruski, Borchardt, Teliga, Jaworski i inni wielcy... Panowie! męczyliście się na próżno...
I dlatego serdecznie pozdrawiamy żeglarzy z Gdyni!